Paleta Modern zawiera w sumie 15 cieni, 12 matowych i 3 metaliczno-błyszcząco-połyskujące(?). Teoretycznie da się nią zrobić wieczorowy makijaż, chociaż u mnie funkcjonuje jako dzienny zestaw. Chociaż różowy make-up na wieczór to jest coś! Ma sporo kolorów neutralnych, więc fajnie się nada dla osób początkujących lub lubujących się w delikatnych makijażach, czasem tylko szalejących z kolorem. Odcienie utrzymane są w ciepłej tonacji, a każdy kolor ma swoją nazwę. Samo opakowanie jest leciutkie i papierowe, ale wytrzymałe (z magnesem na zamknięcie). No i zawiera lusterko, przydatne do poprawek lub dokładniejszego dopracowania makijażu.

Paleta ma całkiem przyjemną pigmentację (albo to ja w końcu nauczyłam się malować tak, że te kolory widać na powiekach), a cienie ładnie się blendują ze sobą. Dzięki tej palecie przekonałam się do pomarańczy w makijażu! Wcześniej nie miałam z nimi do czynienia i nie czułam potrzeby wypróbowania takich kolorów, ale okazały się pasować do mnie. 

Niestety cienie się osypują, więc trzeba objąć taktykę "najpierw oczy, potem reszta". No i w ciągu dnia zwyczajnie znikają z powieki, a reszta się roluje - mimo użycia bazy. Ponadto cienie określone jako metaliczne, no z metalicznością nie mają wiele wspólnego i raczej jest to dość słaby błysk, do kącika oka wystarcza, ale nic więcej. 

Ja jestem całkiem zadowolona z tej palety i u mnie się sprawdza, ale w internecie znalazłam ogromną ilość negatywnych opinii: że słabo się blenduje, nie ma pigmentacji, cienie są za suche, jakość opakowania jest tragiczna... Gdybym kiedyś przeczytała te opisy, to w życiu bym jej nie kupiła. Na szczęście nie żałuję, bo u mnie sprawdza się całkiem nieźle. Jedynie wyrzuciłabym ze 2 jasne cienie na rzecz czegoś ciemniejszego. Bo w przypadku chęci przyciemnienia kącika oka, brąz dostępny w palecie to za mało.

W cenie regularnej kosztuje ok 45 zł w Rossmannie. W internecie za ok. 30 zł.